wtorek, 22 kwietnia 2014

Rozdział 7 - Day Off


***Harry***

Poczułem ukłucie, w miejscu wcześniejszego śladu po Thess. Syknąłem cicho z bólu. Odciągnąłem moją rękę od jej buzi. 
- Przepraszam. Po prostu, masz taką smaczną krew. - Odwróciła się przodem do mnie i spuściła głowę.
- Nie przepraszaj. Po prostu jesteś w tym nowa. - Chwyciłem jej podbródek.
Wyrwała się i wstała z kanapy. Poszedłem w jej ślady do łazienki, opatrzyć nadgarstek. Zdziwiło mnie trochę to że, kiedy wszedłem do środka, Thessa trzymała w dłoni apteczkę. Odstawiła ją na półce. Wzięła mój nadgarstek, odkręciła zimną wodę i włożyła skaleczone miejsce pod nią. Wytarła ranę ręcznikiem i owinęła bandażem.
- Dzięki. - Powiedziałem, uśmiechając się w jej stronę by potem to oddała. - Chodź. - Wyciągnąłem w jej stronę rękę.
Nie pewnie ja złapała. Wyszedłem z łazienki i wszedłem do jej pokoju. Zdziwiona spojrzała na mnie. Puściłem jej rękę i zacząłem grzebać jej w szafie w poszukiwaniu pewnego stroju. 
- Co robisz? - Spytała, dziwnie na mnie patrząc.
- Będziemy trenować. - Powiedziałem.
- Co trenować? - Jaka ona wścibska, o wszystko się pyta. 
- Pomogę, Ci panować nad pragnieniem. - Powiedziałem, biorąc torbę i pakując do niej TO. - Chodź, już jedziemy. - Znów wziąłem ją za rękę i poprowadziłem do samochodu.

***Thessa***

Wsiedliśmy do samochodu. Gdzie on chce mnie zawieźć? Cała droga, minęła w ciszy, która trwała około 15 minut. Zatrzymał się pod wielkim ośrodkiem sportowym. Zdziwiło mnie że na parkingu nie było żadnego samochodu. Błękitno-biały budynek raczej przypomina mi basen, niż siłownię. Harry, otworzył drzwi od mojej strony i pomógł mi wyjść. Stał dłuższą chwilę przy bagażniku, z którego wyjął dużą torbę. Posłał w moją stronę uśmiech i zamknął go. Podszedł do mnie, by po chwili pójść w stronę siłowni. Weszliśmy do szarawego holu. Harry chwilę rozmawiał z kimś na wejściu, zapłacił za klucz i w między czasie uśmiechnął się do mnie. ''Chyba wyssałam krew, złego Harryego. '' - Przeszło mi przez myśl. 
- Trzymaj, idziemy do przebieralni. - Podał mi klucze i pociągnął za rękę.
- To my mamy razem szafkę? - Spytałam.
- Tak. - Powiedział, szukając numeru szafki. - 72. Jest. - Położył torbę na ławce.
- Mam się przy tobie przebrać? - Spytałam, patrząc na Loczka jak zdejmuje koszulkę.
- Tak. No weź, widziałem cię w samej bieliźnie i jak się kąpałaś. - Powiedziała zakładając czarną koszulkę.
- Ale odwróć się. - Nakazałam, wyjmując T-Shirt i legginsy. 
Chłopak, widocznie zły, wykonał moje polecenie. Na wszelki wypadek też się odwróciłam. Szybko ściągnęłam z siebie ubranie i założyłam, strój przygotowany przez niego.
- Już możesz. - Powiedziałam, zauważając że oboje jesteśmy ubrani.
- I tak patrzyłem. - Powiedział ledwo słyszalnie, na co uderzyłam go w ramię. - Ała. - Zamknęłam szafkę, śmiejąc się z jego udawanego bólu.
Wyszliśmy na olbrzymią salę, która była pusta. Wziął mnie za rękę i poprowadził w stronę czarnych pojedynczych drzwi. Otworzył je i puścił mnie przodem. Co za gentelmen. 
- Zwiąż włosy. - Powiedział podając mi gumkę do włosów. - Co ty masz na szyi? - Spytał kiedy związałam je w wysokiego kuca.
- Gdzie? - Spytałam.
- Tu. - Wskazał miejsce na mojej szyi. - Czy to ja? - Spytał.
- Nie wiem. - Spuściłam głowę.
- Dobra, mniejsza. Chodź za mną. 

***

Leżałam na łóżku obok Loczka. Oboje byliśmy padnięci po dniu na siłowni. Poprawiłam poduszkę pod moją głową.
- Jestem wyczerpana. - Powiedziałam po chwili ciszy. 
- Ja też. - Powiedział. - Idę po coś do picia. Chcesz coś? - Spytał, kładąc rękę na moje udo. 
- Najchętniej bym się upiła. - Oznajmiłam. - Ale, poproszę soku. 
- Okey. - Wstał z łóżka i przewrócił się.
Nie mogłam opanować śmiechu, który sam wkradał się na usta. Zdezorientowany Loczek, wciąż leżał na ziemi z łydkami na materacu. Wstał z podłogi i usiadł obok mnie na łóżku. Nie oczekiwanie, zaczął mnie łaskotać.
- Nie, proszę nie. - Błagałam przez śmiech, machając nogami. 
- O nie. - Odsunął się na chwilę, co wykorzystałam i zaczęłam biegać po pokoju. - Nie uciekniesz mi. - Powiedział zaczynając mnie gonić.
Poczułam się jak małe dziecko, uciekające przed kąpielą. Wskoczyłam na łóżko, przebiegłam po miękkim materacu i zeskoczyłam na dywan. Rozejrzałam się dookoła w poszukiwaniu loków. Jednak nigdzie ich nie znalazłam. Poczułam ręce na tali. 
- Mam cię. - Powiedział ciągnąc mnie na łóżko.
- Nie, tylko nie łaskocz. - Błagałam, trzymając ręce w obronie. - Idę się wykąpać.
Wstałam z miękkiego łózka i poszłam do łazienki. Napuściłam wodę do wanny i nalałam płynu. Kiedy woda była dość ciepła wskoczyłam pod ciepłą wodę. Odprężyłam się i zamknęłam oczy. Otworzyłam je i zobaczyłam Loczka, siedzącego na przeciwko mnie. ... 

4-5 kom. next część.

3 komentarze: